O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

piątek, 29 sierpnia 2014

Inicjacja czyli kilometr zero...

Wyjaśnić o czym będę tu pisał?

Przewodnik turystyczny... to egzemplarz ludzki (nie mylić z egzemplarzem drukowanym) biegający w jaskrawym, najczęściej czerwonym ubraniu, którego celem, ba - życiową misją jest zainteresować słuchaczy tym, czym on sam się interesuje. Warunek podstawowy - nie może biegać sam. Zwykle w grupie, której na domiar wszystkiego - jak sama nazwa wskazuje - przewodzi. A przynajmniej tak mu się wydaje. Zapomniałbym dodać: taki przewodnik plus grupa biegają zazwyczaj po świeżym powietrzu. Czasem świeżym na sposób miejski, czasem na sposób terenowy. Albo jedno i drugie. Zależnie od upodobań. Przewodnika i grupy.

O przewodnikach turystycznych zazwyczaj jest cicho, choć oni sami do bezgłośnych nie należą.  Nieco wrzawy zrobiło się w ostatnim czasie, z przyczyn światopoglądowo - politycznych. Konkretnie: w trakcie przepychania pewnej ustawy, który to proces przepychania dołożył swoje do spolaryzowania społeczeństwa. Oczywiście sami przewodnicy to za mało żeby skutecznie polaryzować, ale dołożyć do tego taksówkarzy, prawników... Ok... postanowiłem, że na moim internetowym poletku znajdą się dwie polityczne dygresje (pierwsza i ostatnia). Powyższy akapit załatwia sprawę, więcej nie będę...

Kumaty czytelnik (a mniemam, że takowi zlecą się tu całymi tabunami) wie już, że autor niniejszych słów tudzież całego tego pamiętnikarskiego przedsięwzięcia jest właśnie przewodnikiem. Świeżo upieczonym, ale za to z licencją. Miejskim (miasto Lublin) z terenowymi ciągotami. Blog oraz ta strona to moja tuba propagandowa. Nie ma nikogo ani niczego antagonizować czy też polaryzować, za to zaciekawiać - jak najbardziej. Może się uda. Blog i strona są w inicjalnej fazie rozwoju. Ale to się powoli zmienia i zmieniać nadal będzie

Wyobraża ktoś sobie przewodnika - mizantropa? Nie? Ano właśnie. Decydując się na rozwijanie tejże pasji (bo jest to pasja, jedna z najważniejszych - dla mnie) musiałem pierwej wyleczyć się z wrodzonej skłonności do przebywania jedynie we własnym towarzystwie. Skutecznie - bo nie mam najmniejszych problemów z nawiązywaniem kontaktów ze P.T. Słuchaczami. Ale kawałek samotnika we mnie został. Gdy ten kawałek się odezwie - albo zaszywam się gdzieś w gąszcz, albo wskakuję na siodełko. I też zaszywam w gąszcz. Siebie i siodełko

Z perspektywy siodełka i zaszywania, będąc w drodze dostrzec można niejedno. Począwszy od dnia jutrzejszego znajdziecie tu, drodzy Potencjalni Czytelnicy, taki epicko - liryczny, czasem merytoryczny, czasem gawędziarski, skromnie okraszony kolorowymi obrazkami zapis chronologiczny. Zapis dróg pokonywanych samotnie (dopuszczam też samowtór bądź samotrzeć) i na dwóch kołach. Bliskich i dalekich. Czasem bliskich fizycznie a dalekich mentalnie. A czasem odwrotnie. O drogach niesamotnych i innych niż dwukołowe piszę czasem gdzie indziej i z innej okazji.

Do rychłego! Jutro startuję już tak na poważnie!

2 komentarze: