O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

niedziela, 12 czerwca 2016

Wokół dzieła nie do końca zapomnianego...

Z kronikarskiego obowiązku: 

Data: 6.06.2016, 
Start: godz 8.10
Trasa: Niemce (przystanek kolejowy) - Jawidz - Spiczyn - Kijany - Spiczyn -  Zawieprzyce - Las Zawieprzycki - Nowa Wola - Serniki - Chlewiska - Lubartów (przystanek kolejowy Słowackiego)
Meta:  godz 17.25
Kilometrów: 44 (wg Googlemaps).

Aleksander August Fryderyk...


Za młodu żołnierz i awanturnik. Młodość - szumna i dumna - kończy się, jak to u facetów zwykle bywa, koło czterdziestki. Ściślej - w roku 1823, bo wtedy dojrzały już Aleksander, wchodząc w wiek inżyniera Karwowskiego, oręż zbrojny na pióro zamienia. I pisze sensacyjne powieści nawiązujące do historii naszego kraju. Pisze je po niemiecku (choć polskie przekłady ukazują się niemal natychmiast), wszak pochodzi z mieszanego, niemiecko - polskiego małżeństwa. Czym skorupka za młodu... Bogata wyobraźnia Aleksandra trojga imion Bronikowskiego, za młodu nasiąknięta opowieściami o swojej pół - ojczyźnie, w wieku dojrzałym zostaje jeszcze dodatkowo podkarmiona wrażeniami podróżniczymi.  Oczywiście podróże odbywają się po kraju, z którego pochodził jego ojciec. Bo to właśnie ojciec zaszczepiał w nim zainteresowanie historią swojej ojczyzny - jednej z dwóch. A wiele lat potem Aleksander Bronikowski ma możność poznać ją i opisać. Nie są to jednak reportaże czy literatura historyczna. Zasłyszane epizody, pół - legendy a czasem po prostu fragmenty malowniczego krajobrazu (proszę spojrzeć na dwa pierwsze zdjęcia poniżej) są pożywką a zarazem tłem dla twórczości z pogranicza sensacji, romansu i horroru nawet. Tak też było w przypadku Zawieprzyc, które to skromne miejsce na ziemi, za sprawą Aleksandra Bronikowskiego właśnie, znalazło się na kartach XIX - wiecznej literatury. I... być może ten fakt dziś pozostawałby nieznany, gdyby nie garstka lokalnych zapaleńców, którzy doprowadzili do ukazania się trzeciego wydania powieści zatytułowanej po prostu "Zawieprzyce". Bo - Proszę Państwa - książka (w języku polskim) ukazywała się w dwóch kolejnych latach - 1827 i 1828. Autor umiera sześć lat później. I jego spuścizna zostaje niemal całkowicie zapomniana. Niemal - bo o Bronikowskim wspomni czasem jakiś akademicki podręcznik literatury polskiej. I - równie rzadko - trafi się zapaleniec, który zakurzone XIX wieczne foliały wyciągnie gdzieś z zakamarka biblioteki. Tak się złożyło, że Zapaleńczyni znalazła się akurat w okolicy, która dwa wieki wcześniej stała się tłem odkrytej na nowo perełki literatury. I oto wożę czasem w plecaku lub rowerowej sakwie tom w czerwonej oprawie. III wydanie "Zawieprzyc", Spiczyn 2010. A w przedmowie kilka słów autorstwa Zapaleńczyni. Aż zacytuję:

"A więc trzymasz w dłoni skarb, który - niczym magiczny klejnot - oferuje oprócz grozy, podróż w czasie w poszukiwaniu prawdy i cenną refleksję na temat przemijalności życia."

Zawieprzycki krajobraz z malowniczymi ruinami na wysokim brzegu Wieprza wciąż inspiruje...

... nie tylko literatów przecież. Na zdjęciu to, co pozostawił po sobie Tylman Gamerski...
Bo o tym właśnie są "Zawieprzyce". Bronikowski - zainspirowany nadwieprzańskim krajobrazem (Łęczyński Guz Kredowy kończy się raptem kilka kilometrów w górę rzeki, to jemu dolina zawdzięcza swą malowniczość w tej części) stworzył powieść - moralitet. Jednocześnie jego pisanie stanowiło przyczynek do narodzin jednej z najbardziej znanych podlubelskich legend. Tej o nikczemnym Janie Nepomucenie Granowskim i pięknej a nieszczęśliwej księżniczce Teofanii żywcem zamurowanej, wraz z narzeczonym i bratem, w murach zawieprzyckiego zamczyska. Zbrodnia nie pozostaje bez kary, fatum ściga kolejne pokolenia skażonej występkiem rodziny. Rzecz kończy się (a może dopiero zaczyna?) w pewnym klasztorze w Rzymie, gdzie jeden z następców nikczemnego Jana Nepomucena - imieniem Teofil - dopełnia aktu pokuty, umierając w zapomnieniu. W zapomnieniu? Pergamin jest cierpliwy a przede wszystkim trwały...

Jeśli - Drogi Czytelniku Mojego Bloga - zawędrujesz kiedyś w nadwieprzańskie okolice, dokładnie naprzeciw ujścia Bystrzycy, to spróbuj odnaleźć czcigodną Autorkę cytowanej wyżej przedmowy. Dama* owa jest również wspaniałym przewodnikiem po spuściźnie po legendarnym Janie Granowskim. A - chcąc być w zgodzie z tzw. prawdą historyczną - po faktycznym właścicielu dóbr zawieprzyckich doby Wiktorii Wiedeńskiej - Atanazym Miączyńskim. Postać to szlachetna, przyjaciel i przyboczny Jana III Sobieskiego, rzeczywisty uczestnik wyprawy wiedeńskiej. Jan Granowski zaś - to literackie zniekształcone odbicie Atanazego Miączyńskiego, wytwór wyobraźni Aleksandra Bronikowskiego, w niczym (poza udziałem w zwycięstwie 1683) nie przypominający pierwowzoru. Mówiąc wprost - Bronikowski dorobił Atanazemu Miączyńskiemu tyleż brzydką co zmyśloną "gębę" zmieniając przy tym na szczęście personalia. A przecież mąż ten dobrotliwy ponoć do dziś co wieczór opuszcza należne mu miejsce na portrecie (vide kościół parafialny w pobliskich Kijanach, którego zresztą jest fundatorem - wotum za szczęśliwy powrót spod Wiednia), schodząc z obrazu do miejscowych ubogich podrzucając im a to talara (dawniej) a to okrągłą złotóweczkę (dziś)...

O dzierżawcach Zawieprzyc z XIX wieku tylko wspomnę. Za pomocą dwóch zdjęć. Skojarzenie z Wielką Polską Uczoną nieprzypadkowe...

Skłodowscy herbu Dołęga. Gniazdo rodowe - Skłody - Piotrowice na pograniczu Mazowsza i Podlasia...

Xawery Skłodowski - stryjeczny dziadek "Maryśki". Tak, tej z jednego lubelskiego pomnika...

Żeby zaakcentować, że mój wypad miał nieco szerszy zasięg przestrzenny (bo jeśli chodzi o zasięg czasowy - trzymałem się dość niewolniczo doby baroku) - jeszcze dwie fotografie - architektoniczna spuścizna po Jakubie Fontanie...

Serniki...

... i jego krewniaku tudzież koledze po fachu - Pawle Antonim. Również Fontanie.

... i Lubartów, kościół św. Anny

___________________________________________________________________________

* mam nadzieję, że Pani Antonina nie będzie miała mi za złe skromnej reklamy...