O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

"W pokoiku na wieży hangaru dla szybowców..."

Data: 17.04.2016.
Start: godz 12.20
Trasa: Lublin (Wrotków) - las Dąbrowa (część wschodnia) - Wykietówka - dolina Bystrzycy  - ujście Nędznicy - Zemborzyce - Lublin (Wrotków).
Meta:  godz 17.05
Kilometrów:  22 (wg Googlemaps).

Przeskok na wschodnią stronę leśnego odcinka ulicy Osmolickiej był jak podróż do innego świata... Bo w piękną słoneczną niedzielę popularna, nadzalewowa trasa spacerowa pękała w szwach. Okrzyki wystraszonych młodych rodzicieli z dziećmi na środku "rowerostrady"  ("Pawełku, uważaj, rowerek jedzie") zmiksowane były ze zwyczajową słowna kontemplacją nadwodnego pejzażu ("o k...a,  ja p......ę")...

Wszystko ucichło po przekroczeniu magicznej acz antropogenicznej granicy pod postacią uczęszczanego asfaltu. Zostałem na szlaku sam. 

Trudno uwierzyć, ale poniższy agrarny obrazek to administracyjna granica mojego rodzinnego miasta...





Krótki namysł: na wieś czy do miasta. Decyduję się na bramkę numer dwa. Wracam na łono aglomeracji. Tylko, że zamiast wieżowców coś, co fitosocjolog określiłby mianem zdegradowanego Potentillo albae - Quercetum. Taka jest zresztą zwyczajowa nazwa naszego lubelskiego zieleńca. Tzn. nie żadne "Poten... - cośtam cośtam" tylko po ludzku - Dąbrowa. 

Zsiadam z siodełka i węsząc nosem przy ziemi szukam wiosennych dąbrowianych uroków...





"A z naszych drzew - klonów, jesionów, sosen, wierzb i topoli - które uznać można by za najbardziej typowe? E.H. uznał za takie wierzbę i nie jest w tym przekonaniu odosobniony. Być może tylko lipa, ta z fraszki Kochanowskiego, zadomowiona w naszej pamięci dwuwierszem >> Gościu, siądź pod mym liściem i odpocznij sobie" << mogłaby tu walczyć z wierzbą o pierwszeństwo. Ale lipa staje się u nas ostatnio drzewem coraz rzadszym, coraz mniej na wsi i w mieście alej i ulic wysadzanych lipami o słodko pachnących kwiatach wokół których unoszą się z brzękiem roje pszczół (...) Gdy tym czasem wierzba wciąż jeszcze towarzyszy nam wiernie..." 

Powyższe - to poszukiwanie motta i literackiego motywu przewodniego na spacer, który funduję Wszystkim Chętnym Turystom . Mi z kolei wciąż wiernie towarzyszy dzieło, które stało się inspiracją całej imprezy. A wierzby? Coraz mniej ich także i tu, nad Bystrzycą. Kilku się doliczymy. Koło której przechodzą kobiety  w chustach niosące do miasta bańki z mlekiem na targ?

Za to olch pod dostatkiem. A wiosenną porą - także knieci błotnej. Ta jest szczególnie malownicza...





Inny cytat - z poety, młodzieżowej ikony lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku - widnieje jako tytuł dzisiejszej relacji. Informuje on jedynie o charakterze mojej wycieczki. I trochę przekłamuje. Bo ani nie obchodzę urodzin bez rodziny (Żona i Córka czekają na mnie z kubkiem herbaty) ani też nie w pokoiku na jakiejkolwiek wieży. Może jedynie wśród manowców - tych najbliższych, nadbystrzyckich...

Kochani Znajomi i Przyjaciele - zarówno z fejsidła jak i z Grupy Turystycznej Roztocze. Dziękuję za wszystkie życzenia, które płynęły kabelkami podczas gdy ja po lasach i łąkach szalałem...







  

środa, 6 kwietnia 2016

Bystrzyca - hartwigowskie klimaty

Data: 05.04.2016.
Start: godz 17.00
Trasa: Lublin (Wrotków) - Zemborzyce - las Dąbrowa - Wykietówka - dolina Bystrzycy  - ujście Nędznicy - Zemborzyce - Lublin (Wrotków).
Meta:  godz 20.15
Kilometrów: 20 (wg Googlemaps).

Nieprzypadkowo tytuł dzisiejszej notatki jest identyczny z hasłem przewodnim jednej z imprez będących fragmentem większej całości pod wspólną nazwą Sezon Lublin 2016 .

Że czasem w mojej głowie zrodzi się coś szalonego - trudno, świetnie, ale bycie pomysłodawcą też zobowiązuje. A czemuż by nie połączyć przedimprezowego rekonesansu (nie pierwszego zresztą, zobacz poprzedni wpis) z krótką rowerową wycieczką? W efekcie w wydawałoby się - dobrze znanej Dąbrowie (podlubelskiej a w zasadzie lubelskiej, wszak kompleks leśny mieści się w granicach miasta) znalazłem fragment krajobrazu jak na zdjęciu poniżej:


Złośliwy chochlik podpowiada mi, żeby poprowadzić imprezę przez widoczny na pierwszym planie pień. Jak Państwo myślicie, dobry pomysł?

Początkowo całą imprezę miałem zatytułować po prostu - "Wierzby"  - w nawiązaniu do albumu, który stał się impulsem całości. Po przemyśleniu nazwa jest jaka jest, co nie zmienia faktu, że wspomnianym albumem "dociążam" plecak - prawdopodobnie po to abym lepiej trzymał się siodełka. Okazało się, że książka ta nawet z czeluści plecaka promieniuje, determinując utrwalane po drodze fragmenty krajobrazu...


Relikty, tylko relikty...
Podskakując na łąkowych kretowiskach docieram do rzeki. Dwukołowa wytrząsarka nie zdołała jednak wyłączyć ośrodka zachwytu...

... i w efekcie zapominam, co ja właściwie tutaj robię...
 Ażeby przypomnieć sobie po co to wszystko, wspominam cytat, którym na łamach Księgi Konterfektów zachęcam Kogo Się Da do wybrania się na spotkanie z hartwigowskimi reliktami wraz ze mną. I z Mistrzem E.H.!

"Bywa, że tu, gdzie rozciągał się szeroki obszar łąk widocznych na zdjęciu sprzed lat, wybudowano nową linię kolejową, lotnisko lub fabrykę, że malowniczą dolinę, którą podziwiamy w albumach (...), zamieniono od tego czasu w zalew wodny..."

Zalew - powiadasz, Mistrzu?