Data: 12.05.2015
Start: godz 8.10
Trasa: Wandzin (stacja kolejowa) - Majdan Kozłowiecki - Nowodwór - Kozłówka - Dąbrówka - Kawka - Krasienin - Snopków - Lublin (od Sławinka po Wrotków)
Meta: godz 17.50
Kilometrów: 48 (wg googlemaps)
Celem tej wycieczki miała być - krótko mówiąc - Kozłówka i wszystko, co z nią związane. I była...
Sklepienie kaplicy pałacowej w Kozłówce |
Ale po drodze było jeszcze kilka innych miejsc wartych zatrzymania się . M.in. Nowodwór koło Lubartowa...
Skąd moje zainteresowanie akurat tą miejscowością? Po pierwsze - lektura "Mojego Lublina" Róży Fiszman - Sznajdman. Nowodworowi jako letnisku dla dzieci z ubogich rodzin dawnej dzielnicy żydowskiej, poświęca Autorka cały rozdział. Dziś nie będę się na ten temat rozwodził, to temat na oddzielną wycieczkę i zarazem wpis na blogu.
Dodać jednak muszę, że po lekturze "Mojego Lublina" trochę pogrzebałem w tzw. "internetach". Efekt? Wygrzebana na "Wiki", zupełnie nie związana z tematem międzywojennego letniska, informacja: "ur. 19 listopada 1851 roku w Nowodworze koło Lubartowa". Notka, powtórzona jeszcze w kilku(nastu?) innych miejscach w internecie. O kogo chodzi? O Wacława Nałkowskiego - geografa, publicystę, również ojca znanej pisarki - Zofii Nałkowskiej.
A teraz dosłowny cytat z Wikipedii: "W Nowodworze w miejscu gdzie znajdował się rodzinny dom Nałkowskich
znajduje się pamiątkowy pomnik. Zespół szkół ogólnokształcących w
Nowodworze nosi imię Wacława Nałkowskiego."
OK, zatrzymamy się, poszukamy, popytamy. Zaczepieni pod sklepem ludzie robią "wielkie oczy". Nie zniechęcam się, jadę pod miejscową szkołę. I tu już poważniejsza zagadka: szkole nie patronuje bynajmniej W. Nałkowski. Zachodzę do gabinetu dyrekcji placówki - zdziwienie. Pani Dyrektor odsyła mnie do swojego poprzednika - emerytowanego nauczyciela historii. Nowodwór jako miejsce urodzenia znanego geografa? TEN Nowodwór? Pomnik?
Czuję że wychodzę na coraz to większego balona. Żegnam się z byłym nauczycielem i pełen wątpliwości jadę do Kozłówki. Po drodze mijam świeżo wyremontowaną kapliczkę, trącącą skromnym (neo)barokiem...
W Muzeum Zamoyskich zajmuję się już edukacją własną. Podczas zwiedzania ekspozycji w pałacu trafiam na przesympatyczną Panią Przewodnik, której znajomość tematu, erudycja, łatwość wysławiania się i nawiązywania kontaktu ze słuchaczami wpędza mnie w kompleksy i to niemałe. Przede mną długa droga. Korzystam z okazji i proponuję pięć minut rozmowy jak przewodniczka z przewodnikiem. Pytam miedzy innymi o sąsiadujący z Kozłówką "przez miedzę" Nowodwór. W kontekście urodzin Nałkowskiego właśnie. I pomnika upamiętniającego ten fakt. I tu pierwszy konkret - pomnik jest, ale został zniszczony w wyniku wypadku w ubiegłym roku. Nieostrożny kierowca... Typowe...
Rzecz w tym, że to NIE TEN Nowodwór. Ale to sprawdziłem już po powrocie z wycieczki. We "właściwym" Nowodworze faktycznie istnieje zespół szkół imienia Wacława Nałkowskiego.. Wbijam w Google kod pocztowy. I dostaję mapę. I jednocześnie temat na kolejną wyprawę "przewodnika na siodełku".
Wniosek? Parafraza starego szlagieru jak w tytule wpisu... :)
Porzucony na trzy godziny rower "dostaje nóg" i... odnajduje się w gospodarczym garażu Muzeum. Złe parkowanie i "odholowanie". Bez mandatu i punktów karnych za to z dużą ilością śmiechu. Chyba zostałem zapamiętany... :)
Emocje sprzyjają szybkiej jeździe. Mój ulubiony Kozłowiecki Park Krajobrazowy mijam dość bezrefleksyjnie. Wyjątek - łyk tzw. renesansu lubelskiego w Krasieninie.
Do Kozłówki chce się powrócić jak najszybciej...