O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Trójca z rodzaju Quercus - część 1. Florian.

Z kronikarskiego obowiązku:

Data: 30.08.2014
Start: godz 12.40
Trasa: Zwierzyniec (stacja kolejowa) - Stawy "Echo" - Malowany Most - Florianka - Nowe Górecko - Stare Górecko - rez. "Szum" - Górecko Kościelne - Tarnowola - dol. Niepryszki - Fryszarka - rez. "Czartowe Pole" - Nowiny (przystanek kolejowy)
Meta:  godz. 18.00
Kilometrów: 42 (wg googlemaps, nie mam jeszcze licznika)

Zanim wyruszyłem w opisywaną tu trasę zadałem sobie niewielki trud i wpisałem w google frazę: "pomnik przyrody Polska statystyka". Jak mówi Ustawa o Ochronie Przyrody: "pomnikami przyrody są pojedyncze twory przyrody żywej i nieożywionej lub ich skupiska o szczególnej wartości przyrodniczej, naukowej, kulturowej, historycznej lub krajobrazowej oraz odznaczające się indywidualnymi cechami, wyróżniającymi je wśród innych tworów, okazałych rozmiarów drzewa, krzewy gatunków rodzimych lub obcych, źródła, wodospady, wywierzyska, skałki, jary, głazy narzutowe oraz jaskinie".

Tyle tekst doniosłego aktu prawnego. Zainteresowało mnie jakiż to gatunek drzew (krzewy, źródła itd. na razie pominąłem) jest w naszym kraju najbardziej "upomnikowiony". Drzew opatrzonych charakterystyczną zieloną tabliczką z państwowym godłem jest przecież na Lubelszczyźnie pod dostatkiem. Przy czym te najstarsze, najbardziej znane, wspominane na kartach legend, opowiadań czy po prostu folderów turystycznych to są głównie dęby. Przykłady? Wszak to pod dębem (nieistniejącym) Leszek Czarny miał śnić swój sławetny sen w wyniku którego pokonał on (Leszek Czarny, nie sen) Jaćwingów. Było to już w roku 1282, po dębie został ponoć tylko pień. 400 lat ma za to istniejący do dziś dąb "Wieszatiel" w Załuczu Starym. Skąd ta budząca mało sympatyczne acz dość oczywiste skojarzenia nazwa? Ponoć okoliczni wyznawcy kościoła greckokatolickiego (formalnie prawosławni po likwidacji unii w zaborze rosyjskim) opierający się narzuconej konwersji mieli słyszeć: nie podporządkujecie się? Na tym dębie wisieć będziecie. Czy faktycznie ktoś stracił życie w konarach pomnikowego drzewa? Znana jest historia rzezi Unitów, ale wydarzenia te miały miejsce w nie tak znów bardzo odległym Pratulinie w roku 1874.

Są okazy mniej batalistyczno - martyrologiczne. W Kazimierzu nad Wisłą pewien stosunkowo spokojny fragment miasteczka nosi nazwę Za Dębem. Faktycznie - kilkaset metrów od parafialnego cmentarza okolicę zdobi potężny okaz. Cudny o każdej porze roku. Jakby na przekór - najbardziej znane drzewo Lublina to przecież topola. Ta na placu Litewskim. Bardziej znana jako "Baobab".

Wracając do dębów: pomijając wspomniane wyżej okazy, taka regionalna Dębowa Trójca to Florian, Bolko i Dominik. Środkowy ponoć najstarszy. Pozostałe dwa nie ustępujące dostojnym wyglądem sędziwych acz dziarskich starców. Zapragnąłem odwiedzić wszystkich trzech...

Czy to właśnie dąb jest numerem jeden jeśli chodzi  o ilość drzew - prawnie chronionych pomników w skali Polski? Dalej nie wiem. Pewnie nie szukałem zbyt dokładnie. Mniejsza o to. Pomysł na cykl wycieczek jest? Jest. Pierwsza już się odbyła, dwie kolejne w autorskim przygotowaniu.

Na zdjęciu poniżej - Florian. Z osady, która nazywa się... Florianka! To samo serce Roztoczańskiego Parku Narodowego.



Na znanym obrazie dostępnym m.in. w Wikipedii widzimy, obok postaci króla, któremu Lublin zawdzięcza otrzymanie praw miejskich, także rycerza z którym wg legendy związana jest nazwa osady Florianka. Skojarzenie raczej oczywiste. Co do pochodzenia nazwy zgodni są też Autorzy popularnych przewodników po Roztoczu. Rozbieżności pojawiają się w momencie relacjonowania tego, co właściwie stało się pod florianieckim dębem (którego zresztą w czasach Floriana Szarego nie było - wszak jego wiek to jedynie 400 lat, czasy legendarnej postaci są zaś o 200 z górką lat wcześniejsze). W sprawę zamieszani są: Florian Szary,  siostra - Janka i niedźwiedź. Rola niedźwiedzia też jest jasna: niedźwiedzim zwyczajem nieprzychylny ludziom zwierz miał wystartować z łapami. Ale do kogo? Według jednej z posiadanych przeze mnie pozycji literaturowych poszkodowanym miał być sam rycerz, a siostrzyczka wzięła na siebie rolę obrończyni tudzież troskliwej pielęgniarki od opatrzenia ran. Dodajmy, że skuteczną obronę zawdzięczała kobieta swej... urodzie...

Druga pozycja oznajmia, że było akurat na odwrót - miś ranił dziewczynę, a rycerz rozprawiwszy się ze zwierzęciem troskliwie ją opatrzył. Cóż... gdyby dąb Florian wówczas już wykiełkował, może wyszumiałby nam prawdę. Legenda przydaje mu wszak brakujące ponad 200 lat, nie wiem co na to uczeni dendrolodzy...


Ponieważ we Floriance bywam ostatnio regularnie co roku (do czego walnie przyczyniła się reaktywacja wakacyjnych kolejowych połączeń pasażerskich które lubię ja i mój rower), tym razem ominąłem Izbę Leśną, ścieżkę dendrologiczną i pozostałe floriankowe smaczki. W przyszłym roku planuję przybyć tu na cały dzień. A teraz... teraz chciałem nachapać się Roztocza. Jakkolwiek brzydko to brzmi. Może inaczej - objeździć w ciągu tych kilku godzin wybrane (bo wszystkich nie sposób) ulubione miejsca. Czyli rezerwat "Szum" - całą paradę wspomnień stamtąd mam. Nieodległe Górecko Kościelne. Fryszarkę. "Czartowe Pole razem z czartami. I... tyle. Dzień się skończył, Spalinowe Zespoły Trakcyjne dowiozły mnie do rodzinnego miasta na dwudziestą drugą. A zanim co - zupełnie nieoczekiwane spotkanie na peronie w Nowinach... :)

Na koniec pozdrawiam wszystkich moich Roztoczańskich Przyjaciół. Jestem, pamiętam, spotkamy się jeszcze nie raz!

A poniżej dopełnienie fotograficzne - moje ulubione roztoczańskie strumyki. Szum i dwa razy Sopot. We Fryszarce i w Czartowym...





piątek, 29 sierpnia 2014

Inicjacja czyli kilometr zero...

Wyjaśnić o czym będę tu pisał?

Przewodnik turystyczny... to egzemplarz ludzki (nie mylić z egzemplarzem drukowanym) biegający w jaskrawym, najczęściej czerwonym ubraniu, którego celem, ba - życiową misją jest zainteresować słuchaczy tym, czym on sam się interesuje. Warunek podstawowy - nie może biegać sam. Zwykle w grupie, której na domiar wszystkiego - jak sama nazwa wskazuje - przewodzi. A przynajmniej tak mu się wydaje. Zapomniałbym dodać: taki przewodnik plus grupa biegają zazwyczaj po świeżym powietrzu. Czasem świeżym na sposób miejski, czasem na sposób terenowy. Albo jedno i drugie. Zależnie od upodobań. Przewodnika i grupy.

O przewodnikach turystycznych zazwyczaj jest cicho, choć oni sami do bezgłośnych nie należą.  Nieco wrzawy zrobiło się w ostatnim czasie, z przyczyn światopoglądowo - politycznych. Konkretnie: w trakcie przepychania pewnej ustawy, który to proces przepychania dołożył swoje do spolaryzowania społeczeństwa. Oczywiście sami przewodnicy to za mało żeby skutecznie polaryzować, ale dołożyć do tego taksówkarzy, prawników... Ok... postanowiłem, że na moim internetowym poletku znajdą się dwie polityczne dygresje (pierwsza i ostatnia). Powyższy akapit załatwia sprawę, więcej nie będę...

Kumaty czytelnik (a mniemam, że takowi zlecą się tu całymi tabunami) wie już, że autor niniejszych słów tudzież całego tego pamiętnikarskiego przedsięwzięcia jest właśnie przewodnikiem. Świeżo upieczonym, ale za to z licencją. Miejskim (miasto Lublin) z terenowymi ciągotami. Blog oraz ta strona to moja tuba propagandowa. Nie ma nikogo ani niczego antagonizować czy też polaryzować, za to zaciekawiać - jak najbardziej. Może się uda. Blog i strona są w inicjalnej fazie rozwoju. Ale to się powoli zmienia i zmieniać nadal będzie

Wyobraża ktoś sobie przewodnika - mizantropa? Nie? Ano właśnie. Decydując się na rozwijanie tejże pasji (bo jest to pasja, jedna z najważniejszych - dla mnie) musiałem pierwej wyleczyć się z wrodzonej skłonności do przebywania jedynie we własnym towarzystwie. Skutecznie - bo nie mam najmniejszych problemów z nawiązywaniem kontaktów ze P.T. Słuchaczami. Ale kawałek samotnika we mnie został. Gdy ten kawałek się odezwie - albo zaszywam się gdzieś w gąszcz, albo wskakuję na siodełko. I też zaszywam w gąszcz. Siebie i siodełko

Z perspektywy siodełka i zaszywania, będąc w drodze dostrzec można niejedno. Począwszy od dnia jutrzejszego znajdziecie tu, drodzy Potencjalni Czytelnicy, taki epicko - liryczny, czasem merytoryczny, czasem gawędziarski, skromnie okraszony kolorowymi obrazkami zapis chronologiczny. Zapis dróg pokonywanych samotnie (dopuszczam też samowtór bądź samotrzeć) i na dwóch kołach. Bliskich i dalekich. Czasem bliskich fizycznie a dalekich mentalnie. A czasem odwrotnie. O drogach niesamotnych i innych niż dwukołowe piszę czasem gdzie indziej i z innej okazji.

Do rychłego! Jutro startuję już tak na poważnie!