Data: 1.10.2016,
Start: godz 10.30
Trasa: Lublin (Wrotków) - Jakubowice Konińskie - Smugi - Majdan Krasieniński - Krasienin - Kawka - Wólka Krasienińska - Biadaczka - Samoklęski II Kol. - Las Bratnik - Dąbrówka - Rybakówka Stróżek - Stary Tartak - Kopanina - Wandzin (przystanek kolejowy)
Meta: godz 17.35
Kilometrów: 54 (wg Endomondo).
Jakubowicki "Dwór Anna" miał w swej historii dwa "złote wieki".
Pierwszy - kiedy dawną kamienno - ceglaną "gotycko - renesansową budowlę obronną" z XV wieku przejęła z rąk Bełżeckich rodzina Łosiów z Grodkowa. Jest koniec XVII wieku, obronność budowli ustępuje miejsca jej reprezentacyjności. Wyznacznikiem tej ostatniej stają się otaczające rezydencję włoskie ogrody. Współczesny odblask tychże widzimy wokół dworu także i dziś.
Bo drugi złoty wiek jakubowickiego zabytku nadal trwa. Nie dość, że odtworzony został charakter bryły budynku, nie dość, że dzisiejsze otoczenie jako żywo przypomina dawny renesansowy ogród, to jeszcze kawa smakuje tu wyśmienicie, a po porcji brownie (tutejszego ponoć wypieku), ciężko było ponownie dosiąść siodełka.
Do gotyckiej metryki zabytku nawiązuje architektoniczna szata fontanny na dziedzińcu. A pancerze sympatycznych gadów skrzą się w płonieniach październikowego słońca... Istne Jakubowice Żółwińskie...
Krasieniński renesans (sakralny) i klasycyzm (dworski) zostawiam sobie na inną okazję...
Kawka! Moja dawna "brama" do Kozłowickiego Parku Krajobrazowego. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych tuż za pętlą autobusową nieistniejącego już "Transpedu" asfalt kończył się definitywnie, Dalej już było pieszo po piasku. Prosto na północ - ku Wólce Krasienińskiej, Biadaczce i północno - wschodniej enklawie Parku zwanej las Bratnik. Lub w prawo na wschód - prosto do stawów obok gajówki Stróżek. Od tej chwili robi się sentymentalna objazdówka rowerowa. Przemierzam swoje dawne ścieżki sprzed 20 i więcej lat. Jedna z nich rozpoczynała się właśnie w Kawce. I miała miejsce niemal równo 20 lat temu - 6 października 1996. Ale przypomniałem sobie o tym 20 km dalej...
Rok i trzy miesiące później, w styczniowych Lasach Kozłowieckich, czarowałem pewną krótkowłosą, długonogą Czarnulkę, która rok później została moją Żoną...
Wólka Krasienińska. W tym miejscu pozwolę sobie umieścić pewien cytat z pamiętnika, który szczęśliwie przetrwał kilka dziesięcioleci i został upubliczniony w roku 2004. Sam cytat, bez żadnych prób komentarza ani tym bardziej oceny. Ciekawym zostawiam link do źródła ...
Każdy z nas, dowódców grup, musiał sam decydować o swym postępowaniu, kierując się swym sumieniem. Kwaterowaliśmy wspólnie z „Brzechwą” we wsi Wólka Krasienińska. (...) 3 sierpnia [1944 r.] rano postanowiliśmy: „Brzechwa” odchodzi z oddziałem swym na pow. puławski, gdzie ma do załatwienia swoje sprawy terenowe. [Do] tego nie daje mu spokoju wizja powstania warszawskiego. Liczy na szczęście. Razem z nim odchodzi kilku ludzi ode mnie pod dowództwem „Babinicza” i „Czarnego” (prócz „Brzechwy” poszło w tamtym kierunku z tą samą myślą parę innych oddziałów, lecz w przeciągu dwóch tygodni wszyscy byli z powrotem – rejterując przed Sowietami. Sowieci zatrzymali się nad Wisłą i wprowadzali swoje porządki).
Ja postanowiłem natychmiast (3 sierpnia 1944 r.) oddział rozwiązać. Zarządziłem zbiórkę przy gościńcu wysadzonym starymi wierzbami. Wyszedłszy na zbiórkę w towarzystwie „Brzechwy”, zauważyłem, że otacza nas większa liczba miejscowej ludności. Ci ludzie odczuwali tragedię chwili. Odebrałem raport od „Czarnego”: – Panie poruczniku, melduję posłusznie oddział w pełnym stanie na zbiórce. – Dziękuję. Proszę podać „spocznij”. – Baczność! Na ramię broń. Do nogi broń. Spocznij! Teraz na mnie kolej. Muszę do nich przemówić. Wprawdzie zdają oni sobie doskonale sprawę z sytuacji, jaka zaistniała, jednak na ostatek od dowódcy coś im się należy. Wystąpiłem przed oddział. Powiedziałem, że oddział rozwiązany. Podałem zasadniczy powód, dlaczego to czynię. Powiedziałem, że każdy z nas nadal jest żołnierzem AK, i chciałem mówić dalej, lecz popełniłem błąd – zbyt dokładnie patrzałem w oczy tych chłopaków. Gdybym się tak nie przypatrywał, nie widziałbym, że w wielu oczach, zwłaszcza w tych młodszych, błyszczą łzy, a przez twarze przebiega nerwowe drganie hamowanego żalu. Czułem, że i mnie do oczu napływa gorąca wilgoć, a słowa dławią się w gardle. Przerwałem, bo mówić nie mogłem i podszedłem do szeregów, by pożegnać się ze wszystkimi uściskiem ręki. Patrzyłem więcej w ziemię, by ukryć łzy. Czułem, że wyglądam trochę nie po żołniersku. A łzy tak trudno skryć, tak trudno... Gdy uścisnąłem rękę ostatniego, odszedłem na stronę pod starą wierzbę, aby ochłonąć. W tym momencie podeszła dziewczynka, może dziesięcioletnia, podała mi bukiet kwiatów. Podziękowałem. Wtuliłem twarz w kwiaty i posiałem je łzami. Nie wiem, dlaczego płakałem.
Po rozwiązaniu oddziału, posiadaną broń zachowałem w lasach kozłowieckich. (...)
Krajobraz Wólki Krasienińskiej dziś. |
Samoklęski. Swego czasu w dalekim Petersburgu Borys Włodzimierzowicz, stryjeczny brat samego cara miał krzyknąć "czwarty rozbiór Polski". Wykładając na pokerowy stół cztery asy. Przeciw czterem królom, które nerwowo ściskał w dłoni autor "Sobola i Panny". Przegrana była wysoka - 400 tysięcy rubli. Wysokość przegranej pokryła wartość majątku Samoklęski...
Minina przeciskając się przez stawowe mnichy i przepusty zdaje się szeptać opowieść przed około 120 lat. Dziś to moje pierwsze spotkanie z tym strumykiem - lewym dopływem Wieprza. Do Mininy mam sentyment. Ze względu na wyczyny ornitologiczne w czasach studenckich, ze względu na wrażenia estetyczne... Związane nie tylko z kolorem wody i odbijających się w niej lasów ale także włosów. I - nie zawsze były to włosy krótkie i czarne... Ech, młodość...
Drugie spotkanie z Mininą - to odwiedziny w jednym z miejsc, które Autor bloga darzy olbrzymim sentymentem. Z bardzo różnych względów. I na tym poprzestanę. Trochę dyskrecji nie zawadzi...
Dolina Mininy - okolice gajówki Stróżek |
Pomiędzy dwoma spotkaniami z Mininą - była jeszcze Wieś Ekologiczna Dąbrówka. Banalnym jest stwierdzenie, że czas tu płynie inaczej. Niemniej do wyjaśnienia pozostaje kwestia czy czas ów jest tu Miażdżycielem Kruchej Materii czy Czułym Ekspertem od Gojenia Ran...
Kwestią tą zamierzam się zająć przy najbliższej bytności na tymże, niewątpliwie malowniczym, skrawku Lubelszczyzny. Która chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Żółw piękny :)
OdpowiedzUsuń