Z kronikarskiego obowiązku:
Data: 26.11.2016,
Start: godz 10.20
Trasa: Przystanek autobusowy Firlej - Firlej (kościół) - wokół jeziora Firlej - Przystanek autobusowy Firlej.
Meta: godz 13.05
Kilometrów: 6.9 (wg Endomondo).
Od której zacząć? Od pożółkłych kart "Legend i opowiadań lubelskich" Wandy Jagienki Śliwiny czy od współczesnego wydania "Zawieprzyc" Aleksandra Augusta Ferdynanda Bronikowskiego? Bo obie te pozycje z biblioteki lubelskiego turysty sprowokowały opisywaną wycieczkę po równo...
Zacznijmy od wód... Bałtyku. Bo - jak chce legenda opisana przez zapomnianą nieco literatkę - wody firlejowskiego jeziora to nic innego, jak morskie fale, które przedarłszy się podziemną szczeliną utworzyły dzisiejsze jezioro. Ponoć wzburzone, rozwścieczone morze tak długo tłukło bałwanami o ląd, aż ten ustąpił...
Cóż tak rozgniewało żywioły?
Przed tysiącem lat na miejscu jeziora istniało miasto. Bogate, ludne i... wielce samolubne. Naturalnie pogańskie. Co dziwić nie powinno, wszak mówimy o czasach gdy dopiero "pierwsze blaski chrześcijaństwa - jak promyk słoneczny, torujący drogę do lochów - zaczęły wnikać w niektóre serca i mózgi".
To "wnikanie" w przypadku mieszkańców legendarnego miasta miało iść bardzo opornie. Widocznie blask złota, wspaniałość budowli i wszelaki dostatek bardziej przemawiał do wyobraźni niźli nauki, które głosili co i raz to przybywający tu gorliwi misjonarze. Co gorliwsi swój zapał misyjny przypłacali utratą życia.
Ci najgorliwsi pokusili się nawet o wzniesienie wspaniałej świątyni, której ulane ze srebra dzwony by te "przejmującym głosem (...) serc metalowych poruszyły żywe serca i na modlitwę przywołały..."
Dzwony przemówiły raz. Upadając i uderzając o niegościnną ziemię. Wraz ze świątynią bezlitośnie przez tutejszych mieszczan burzoną. Grzebiącą pod swymi gruzami tych, którzy zrozumienia nie znaleźli.
Tego już było za dużo. Dla niebios i dla posłusznych im żywiołów. Dalszy ciąg łatwo dopowiedzieć. Fale morskie przedzierające się podziemiem i zatapiające złe miasto to jedyna sprawiedliwa odpłata.
A skąd o tym wszystkim wiemy?
Bo gdy w pochmurny dzień staniemy nad brzegiem firlejowskiego jeziora, kiedy dmie wiatr i kiedy burzy się jego tafla, wprawne ucho wyłowi dźwięk dzwonów. Tych, które odezwały się tylko raz - upadając...
Mimo listopada pogoda trafiła mi się słoneczna. Nic nie słyszałem. Tylko szum dochodzący od pobliskiej, krajowej "dziewiętnastki"...
A Bronikowski? O tym, jak pisarz ów zdołał stać się jednym z najważniejszych "legendotwórców" północnej Lubelszczyzny miałem możność już wspomnieć. W Zawieprzycach (nie tak znów od Firleja odległych) na zamku ulokował główny wytwór swojej wyobraźni - osławionego Jana Granowskiego wraz z całym złem, które ów miał był wyrządzić. Akcja powieści miała jednak znacznie szerszy geograficznie zasięg. Jan Nepomucen nabroił nad Wieprzem, Teofil pokutował za grzechy przodka w mieście nad Tybrem. W mnisim habicie. Pod przybranym imieniem - brat Peregrinus. By zapomnieć o zhańbionym nazwisku Granowski. Przeszłości nie da się jednak wymazać. I tak się złożyło, że w pierwszy dzień Bożego Narodzenia 1725 roku, ksiądz Stanisław Odonicz (zapewne nigdy nie istniejący) Kanonik i Proboszcz w Firlejach otrzymuje pewien tragiczny w swej wymowie list...
O mnie
- Marcin Turski
- Lublin, Polska, Poland
- Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tu są starocie...
-
►
2017
(9)
- ► października (2)
-
►
2015
(16)
- ► października (1)
Nie znałam :) Teraz jestem bogatsza o nową wiedzę :)
OdpowiedzUsuń