O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

niedziela, 28 października 2018

Pragnąc czegoś, pazurami wyszarpując...

Kodeń, 21.10.2018


Beatum scelus. Powieść - moralitet. Na wskroś religijny. Do poczytania w ławie bazyliki w Kodniu. Można też na nadbużańskich łąkach. Bo - gwoli ścisłości - gdy kończy się akcja powieści, kodeńska bazylika św. Anny dopiero powstawała. Jan Cangerle wieńczył architektoniczne dzieło. Do spółki zapewne z anonimowym sztukatorem, który stworzył cudeńko w stiuku. Jedno z wielu cudeniek przynależnych tzw. "renesansowi lubelskiemu". Tworząc akurat w Kodniu architektoniczną oprawę godną Głównej Bohaterki powieści Zofii Kossak.


W tym samym Kodniu z którego Jan Sapieha gniazdo swe uczynił, zaś jego pobożny prawnuk - gniazdo owo rozsławił (przynajmniej według pisarki z Kośmina) postępkiem tyleż zbrodniczym ileż właśnie błogosławionym.

Sprawca zamieszania
"Gorące serca, lotne umysły, szalone głowy i nad sobą ni żadnego pana! Wszystko po swojemu... Jak się komu widzi... Własnym sądem..."

Wszystko powyższe prowadzi do przewin wszelakich, do występków różnego kalibru, tego wszystkiego co ludzie religijni nazywają grzechem. Wydaje się, że gorące serca nieprzypadkowo wymienione są na początku litanii. Wszak to właśnie ich ciepłota, szlachetny poryw warunkuje to, że popełnione winy bywają czasem zbawienne. Niekonieczne nawet tak spektakularne jak to, co imć Mikołaj uczynił papieżowi Urbanowi VIII. Czwarty z kodeńskich Sapiehów faktycznie daje popis fantazji godnej siedemnastowiecznego sarmaty. 
Chłonąłem zatem narrację Zofii Kossak, wkładającą w sapieżyńkie usta świadectwa pobożności tak silnej, że aż prowadzącej do występku godnego najsurowszej kary. I najsurowiej ukaranej a następnie przebaczonej i pobłogosławionej. Chłonąłem w murach siedemnastowiecznej świątyni, także w cieniu o sto lat wcześniejszej zamkowej kaplicy.



Dla mnie - człowieka bardzo, ale to bardzo świeckiego, mającego we krwi zwątpienie, lektura była wyjątkową przyjemnością. Nie tylko dlatego, że dane było mi czytać dzieje świętokradczego czynu w scenerii z taką egzaltacją opisanej przez autorkę. Nawet nie ze względu na absolutnie genialną scenę polowania na wilki (ech, te podniety siedemnastowiecznych prawdziwych facetów). Dlatego, że to książka także o moim pragnieniu posiadania. Chęci wyrywania brudnymi i tępymi pazurami. Podmiot marzeń zdobywany z zaciętą determinacją i wbrew wszystkiemu. Bez dorabiania filozofii, bez podlewania religijnym sosem. Tak, te chwile kradzione współczesności, zabieganiu, codzienności, anty - profesjonalizm, anty - familijność... Anty - wszystko co sprzeciwia się fascynacjom skrytym na dnie mózgownicy. Wzniosłym bądź przyziemnym, frywolnym nawet czasem. Bo otoczka prowokuje. Bo gdzieśtam, cośtam mignie. W żółcieniach liści, w błękicie wody. Tej samej w której niegdyś musiało odbić się Święte Oblicze.


Wina? Czasem na pewno. Błogosławiona? Nie wiem.

4 komentarze:

  1. Następny tekst poproszę o fascynacjach, zwłaszcza tych frywolnych...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie kanoniczna" definicja grzechu raziła mnie na początku- żeby tak wszyscy mieli gorące serca. Jednak dobrze, dobrze: walczymy, szukamy. Wbrew i z determinacją. Cytując "klasyka" wyrwawszy z kontekstu: "man got a right to wonder, man got a right to dream, without looking over his shoulder to choose the manner of life he leads". (Then again: commitment)
    Englishman in Sao Paolo

    OdpowiedzUsuń