O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Pizuny i Krynica...

Z kronikarskiego obowiązku:

Data: 2.08.2015
Start: godz 12.20
Trasa: Susiec (stacja kolejowa) - Rybnica - Paary - Narol Wieś - Narol - Pizuny - Pawelce - Chlewiska - Brzeziny - Bełżec (dolina Krynicy Bełżeckiej) - Bełżec (stacja kolejowa)
Meta:  godz 17.25
Kilometrów:  35 (wg googlemaps).

 Zanim dotarłem nad rozlewiska górnej Tanwi - po raz drugi minąłem rynek pewnego miasteczka, które przypada mi do gustu coraz bardziej.



Posiedziawszy na rynkowej ławeczce i doprowadziwszy organizm do jako - takiego ładu (źle znoszę upały), pojechałem na południe. Po to, by z pomocą pewnego sympatycznego "Pana na Pizunach" poszukać resztek młyna. Zrujnowana w czasie wojny konstrukcja, upaństwowiona około 1946 roku ("upaństwowienie" w tym wypadku oznaczało niemal natychmiastowe rozszabrowanie, któremu nikt nawet nie próbował przeciwdziałać) nie zachowała się. Inaczej - zachowały się jej relikty. Trudno dostrzegalne, w zasadzie niedostrzegalne. Mnie, który mam za patrona świętego "od młynów", jednak inspirują. Na zdjęciu resztki stawu młyńskiego. Wprawne oko dostrzeże resztki ledwo sterczących z wody pali. I to w zasadzie wszystko... Reszta żyje w mglistych opowieściach. Wystarczy podjechać na polanę i zapytać.



W sąsiednich Pawelcach historia bliźniaczo podobna. Z tym że proces destrukcji trwał nieco dłużej. I zachował się nieco więcej. Za to gdyby nie wskazówki uzyskane w Pizunach - zapewne nie trafiłbym tam....



Zjazd z garbu oddzielającego Chlewiska od Brzezin prosto do Bełżca powoli staje się stałym, efektownym akcentem kończącym moje wyjazdy. Nie będę pisał o pędzie powietrza i wietrze we włosach. Tchnie banałem a poza tym nie ma chyba rowerzysty, który by chociaż raz tego nie poczuł. Tym razem jednak przyhamowałem nieco wcześniej niż zazwyczaj i oszczędziłem kierowcom stresu związanego z moim nagłym wtargnięciem na DK 17. Powodowała mną nie obawa o delikatne zdrowie mistrzów kierownicy a chęć obejrzenia jednego z okolicznych cmentarzy z I wojny światowej...


Oszczędziłem sobie tym razem wizyty w miejscu zagłady. Podjechałem kawałek na północ. Bełżec wszak ma też swoją Krynicę. Nie morską, nie górską. Po prostu... Bełżecką. Zwaną czasem Źródłem. Ten niepozorny prawy dopływ Sołokiji (pamiętajmy, że ostatnia z wymienionych rzek kieruje swój nurt dość niecodziennie - ku południowi) stanowił siłę napędową dla aż trzech młynów. Do tego "koło browaru mój Tato jeszcze w latach 60-tych zboże zawoził" - jak zakomunikowała mi pewna zagadnięta mieszkanka. Tyle, że śladu po nim nie ma. Z kolei po tym najbliższym ujściu staw pozostał. Ponoć lubiany przez wędkarzy. Był jeszcze środkowy - chyba najmniej utrwalony w okolicznej świadomości. "Panie, ten to na pewno wojny nie przetrwał, inaczej coś bym pamiętała...". Pozostał znaczek na turystycznej mapie i - zarastające resztki młyńskiego stawu. To był już ostatni punkt przejażdżki. Następna - jak nadmiar letniego szczęścia trochę odpuści.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz