O mnie

Moje zdjęcie
Lublin, Polska, Poland
Przewodnik PTTK z Lublina. W wolnych chwilach - regionalny (czasem ponadregionalny) włóczęga kolejowo - pieszo - rowerowy. Najczęściej z książką w plecaku.

środa, 25 kwietnia 2018

Kartograficznie i dziękczynnie

Józefów Roztoczański, Czartowe Pole, rezerwat "Nad Tanwią", Huta Różaniecka, Huta Szumy, Młynki, Narol, 20-22.04.2018.

Jeśli popadnę w przesadną egzaltację - sorry. Wpis inny niż dotychczasowe, lista osób do wspomnienia długa. Jeśli kogoś pominę - sorry podwójne.
Roztocze jest piękne. Ludzie zauroczeni Roztoczem są piękni. Pewnie gdyby nie byłoby Was, gdybyśmy nie spędzili wspólnie piętnastu lat w Krainie Lessu, Piasku i Wapienia, nie byłoby też moich zaślubin z Sopotem. Ponawianych i odnawianych corocznie. Ostatnio w drodze do Huty Różanieckiej. Odnowienie symboliczne, bo to miłość nieustająca. Dawno skonsumowana, mimo to pojawiły się równie symboliczne białe kwiaty.


Jakże cudnym jest fakt iż bez przeszkód można cieszyć się pięknem ziemi, która przecież nie tak dawno temu spływała krwią.  Kamienny orzeł przy kościelnym murze w Józefowie Roztoczańskim jest jednym z setek (jeśli nie tysięcy) miejsc, które mają za zadanie nie dać zapomnieć.  Wiosenne, wcale - nie - symboliczne odrodzenie co rok daje nadzieję. Może to stąd skrzydła uniesione w geście, który oglądany z odpowiedniej perspektywy wydaje się być niezwykle radosny.



W tym kontekście oczywistego wydźwięku nabiera wytwór polskiej kartografii krajoznawczej, podarowany mi przez Artura Pawłowskiego podczas jubileuszowej wędrówki po roztoczańskiej "klasyce".


Ale wróćmy na nie mniej klasyczny "Szlak Krawędziowy" z dnia pierwszego. To moje kryterium indywidualne. Uczę się godzić skłonność do samotności z równie silnym instynktem stadnym. Samotność wycisza, towarzystwo cieszy, czasem też poi, karmi i ogrzewa. Prawda Sosenko i Delphi? Bez Waszych pyszności padłbym gdzieś między Hutą a Narolem dnia trzeciego. Ciasto na drogę od Kochanych Koleżanek smakowało wybornie, do domu dowiozłem jedynie mały kawałek - z przeznaczeniem dla Małżonki.

Zanim jednak co - na "Czartowym" była jeszcze herbatka energetyzująca na wodzie z Sopotu. To też już powoli tradycją się staje. Energia potrzebna, bo przede mną jeszcze drogi szmat. Zarzuciłem zatem plecak i marsz. Skrótem przez Puszczę Solską do Oseredka a potem już posłusznie za znakami Szlaku Krawędziowego. To właśnie na tym odcinku przypomniała mi się światła fraza  o "Tytanach Wypoczynku". Mi "plecak wciąż coraz cięższy" coraz też bardziej owej tytaniczności przydawał. Ale co tam. Wszak Roztocze odmładza. 


Tak dobrnąłem do "Jelonka". Było dobrze już pod wieczór. I - uwaga, uwaga - cicho i pusto. A to rzadkość w tym miejscu.


Od "Jelonka" do szypotów na Tanwi już tylko kilka kroków. Słońce schowane za koronami drzew jeszcze całkowicie nie gaśnie. Jeszcze w przyrodzie nie zapadła cisza nocna. Chociaż tam cisza nigdy nie zapada, Tanew zawsze ma nam coś do przekazania...


"U Gargamela" pięcioro ktosiów (Ewa, Maria, AsiaKrzysiek i Waldek) postanowiło ulżyć mi w wypoczynkowej tytaniczności. Stąd nowa nazwa - "Szczęśliwa Buzia Sokolika". Przejście przez Wał Huty Różanieckiej zostało mi w ten sposób zaoszczędzone. Wróciłem tam jednak niebawem. Wszak oprócz piątkowego kryterium indywidualnego, było jeszcze niedzielne.




A pomiędzy piątkowym a niedzielnym - sobotnia jubileuszówka. Jak ją określić? Euforyczna? Bo przecież nie napiszę, że radosne podniecenie, które nie opuszczało mnie przez całą niedzielę (od Huty po Narol) było li i jedynie efektem nieco większego niż zwykle współczynnika spożycia. Słodkości i nektarów,  nie tylko w stanie płynnym...


Zanim jednak słodka nagroda - było coś do przedreptania. I do obejrzenia w trakcie dreptania. Wiosna szaleje, kwiecień wyzbył się zimowych fragmentów plecionki.


A teraz trochę wstydu: nigdy, przenigdy nie poświęciłem dziewiętnastowiecznym pamiątkom z Huty Różanieckiej najmniejszej uwagi. Ot, ruinka przy drodze a mi się przecież zawsze się spieszyło. O nie, jubileuszowa sobota jest świetną okazją by to zmienić!



"Milczałem" - mówią ponoć gwiazdy. "Niesiemy ukojenie" - mówią dłonie przyjaciół.


A to już kolejny "klasyczny" pieszy szlak, znakowany od lat na niebiesko. Mowa oczywiście o "Pętli Szumów". Są tu miejsca najzwyklejsze pod słońcem, urzekające jednak swą prostotą.


Trzy dni. Od Józefowa po Narol. Ponad 50 km pieszej wędrówki.
Zacząłem od fontanny józefowskiej, pakując przy niej nabyty w pobliskiej "Stokrotce" Biłgorajski Podpiwek Pielgrzyma. Masa napoju wraz z butelką wybitnie zwiększyła pielgrzymie doznania, ale do mety nie doniosłem. Zaś meta... to też fontanna, tyle że narolska.



Rozpisałem się, ale okazja ku temu szczególna. Kilka słów podsumowania: Roztocze we wszelkich wariacjach, Kozłówka z leśnymi przyległościami i lessy Kazimierskiego Parku. Trzy razy ustokrotniona Lubelszczyzna! Że sparafrazuję słowa pomysłodawcy i twórcy Grupy Turystycznej Roztocze - zaprzedałbym duszę diabłu, gdyby ten w zamian przyobiecał że te trzy dziedziny rodzimego krajobrazu na zawsze pozostaną nieskazitelnie piękne, doskonale harmonijne i... wolne od natrętnej, wszędobylskiej komerchy.

4 komentarze: